czwartek, 26 czerwca 2014

Troszkę jestem zajęta...

Od jakiegoś czasu obserwuję u siebie tendencję do samookłamywaniasię.
Polega to na tym, że przy porannej zielonej herbacie (to również jedna z form kłamstwa, bowiem wmówiłam sobie, że dodaje mi to energii) planuję dzień. Owe plany wyglądają następująco:
Środa. Plan dnia:
- badania
- posprzątać
- zabawa
- drzema I - chwila dla Megi /ooo, przygotuję wykroje na wieczór/
- spacer
- zakupy
- drzema II - obiad
- upiec ciasteczka owsiane
- wstała, bawimy się
- jak wróci syn to zrobimy wycinanki
- kąpiel dzieci
- 3 minuty i pójdą grzecznie spać
- szycie, pisanie, może zacznę książkę, poczytam co tam w branży zawodowej słychać
- chwila dla siebie i Niemęża
No.
I pewnie jeszcze mogłabym dorzucać kolejne punkty.... Aż przychodzi wieczór.
Właśnie piję kolejną herbatę. W spokoju. W ciszy. I już sił braknie, bo dzień nie bardzo chciał się dostosować do moich planów. Choć całkiem nieźle się rozpoczął, to temperatura 38st. u córki mej troszkę pokrzyżowała plany. Zdecydowanie najgorzej z realizacją tych ostatnich. Bo gdy już smacznie spała o 18:30 i zakładałam, że już tak zostanie - przyszedł syn krzycząc w niebogłosy "Maaaammmaaaa Peeeeppa". I już córka nie spała smacznie. I przez to gorączkowe osłabienie (ząbki? infekcja? zgadujzgadula?) płakać zaczęła.
A potem już spać się nie chciało. Spać się zachciało o 21!!!

Właśnie kończę herbatę. Zapiszę co jutro ważnego mam zrobić (co dziś mi się nie udało). A rano zaplanuję dzień jutrzejszy.


Jeśli jacyś moi znajomi czytelnicy czekają na: odpowiedź na mejla, na wiadomości w komunikatorze, na telefon - wybaczcie! W końcu się odezwę...
(czas opóźnienia do 3 tygodni).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz