czwartek, 27 listopada 2014

lala Antosi

Wiem, wiem, mało tych postów ostatnio. A wszystko przez ten Listopad! Oh, jak bardzo mnie wkurza! Za to, że wszystkie zdjęcia wychodzą nijakie, że światło zimne i ponure, że energii brak. Już nawet umyłam okna (ba, dachowe też), by zmyć z nich szarość, ale niestety nie pomogło.
Na szczęście jest kolorowa maszyna i kubek kawy.

Ale nie o tym dziś chciałam. Wymyśliłam sobie nowy dział na moim blogu, w którym prezentować będę twórczość nie moją, choć równie piękną :))))

Zaczynamy od Kate Made, bo tym zakupem chciałam pochwalić się już dawno.
Kate to kolejna Mama, która swoją pasję i talent wykorzystała do stworzenia własnej firmy.
W jej pracowni powstają przepiękne narzuty, kołderki, torby i... lalki, które mnie zauroczyły. Przypominają mi moje szmacianki z lat dziecinnych. I właśnie taką, jako pierwszą lalkę, podarować chciałam swojej córce.
Wielką frajdę sprawiło mi wybieranie koloru włosów, kokardek czy sukienki.
No i lalka ma charakter edukacyjny (jak by inaczej w dzisiejszych czasach). Na jej brzuszku znajdziecie namalowane serducho, żołądek, płuca, oskrzela i oskrzeliki (!), wątrobę, nerki, wyrostek, jelito... Genialny pomysł! No i też jest wersja lalki chłopca (klik) - to będzie kolejny zakup :)

Póki co Antosia jest jeszcze mała, by lalka sprawiła jej taką samą radochę jak mi kiedyś, ale myślę, że z czasem lala stanie się towarzyszką wspólnych zabaw. Chociaż po dzisiejszych zdjęciach zaczynam sądzić, że już się polubiły.
 Info o KateMade.pl (hop i hop)

Zobaczcie sami:
(wybaczcie filtr na zdjęciach, to imitacja słońca, hihihi)











środa, 5 listopada 2014

Pierwsze koty za płoty!

Kilka tygodni temu koleżanka, miłośniczka kotów, podpowiedziała nowe wyzwanie "komin z kapturem i z kocimi uszami". O! No i jak tu nie uszyć??!!
Na szczęście miałam ostatnio dość dużo czasu, więc najpierw kiełkowała w głowie myśl przewodnia jak uszyć. Potem podglądanie jak inni to zrobili.
Rozpoczęłam od poszukiwań tkanin. Jeeeeeju! Przeszukałam wszystkie lokalne sklepiki, sklepy www, napastowałam koleżanki w grupach szyciowuch, aby znaleźć tkaninę mikrofibrę tzw. misia. I... nie znalazłam. Na szczęście koleżanka mi zaufała i zgodziła się na połączenie dwóch dresówek. Ale za to jaką dresóweczkę znalazłam - mmm... mmm... cudo! Milusia i cieplusia. No to skoro tkaniny już mam to...
Przeszłam do czynu. Najpierw zmodyfikowałam wykrój komina, bowiem do tej pory szyłam kominy na dwa sploty, a ten miał mieć kształt kominiarki. Następnie przyszedł czas na uszy. Popatrzyłam w grafikach google i patrzcie co znalazłam :))))) Hahahaha!




No, ale nie o tym chciałam. Aaa, uszy... No tak. Uszy znalazłam. Odrysowałam. Wycięłam. Zszyłam i przyszyłam. Ha! Wyszło super. I wiecie co... to wszystko okazało się być pikuś przy wszywaniu metki guzikowej - trzy razy poprawiałam. 

Ucieszył mnie bardzo ten projekt. 
Fotki jakie są takie są, każdy widzi. Na leżąco kiepsko komin się prezentuje, zresztą wisząco też. Najlepiej na modelce. A modelka... najlepsza! Autorka, czyli ja we własnej osobie. Hahaahahah!

Pozdrawiam i dobrego!

Uszko.

 Wszywka.

Tadam, komin.

Tadam, ja!



poniedziałek, 3 listopada 2014

Pozdrawiam!

Poniedziałek! Po chorobie siły i wena wraca, zaległości czas nadrobić! Już wkrótce blog zatętni życiem, zdjęciami, nowymi uszytkami i błyskotliwymi tekstami (ponoć mało ich Wam, za mało!).

No i ubierajcie się ciepło, i noście czapki, bo katar to samo zło! 
Dobrego!